Rockserwis.fm
Matecznik dźwięków niebanalnych
Przed chwilą
Za chwilę
Zaloguj się
O nas
Jak słuchać radia
Ramówka
Audycje
Ludzie
Co było grane
Podcasty
Gadżety
Wesprzyj nas
Wydarzenia
Koncerty
Recenzje
Relacje
Galerie

BRUCE DICKINSON

The Mandrake Project

1.03.2024

Ocena:

autor:
Jakub Bizon Michalski

blog autora:

http://muzycznyzbawicielswiata.blogspot.com/

Chinese Democracy, Fear Inoculum, The Mandrake Project… No dobrze, żartuję. Trudno porównywać te płyty, bo choć fani wszystkich nagrywających je wykonawców musieli na nie czekać po kilkanaście lat, Bruce nie obijał się pod palmami w tropikach od wydania w 2005 roku albumu Tyranny of Souls. Chłop na co dzień zajęty jest w Iron Maiden, a wiemy doskonale, że to tylko jedna z jego wielu fuch, bo w międzyczasie prowadził programy telewizyjne, pilotował samoloty, napisał autobiografię, którą zresztą tłumaczyłem – ogólnie można powiedzieć, że był zajęty. Nie znaczy to, że zupełnie nie poświęcał się solowej karierze. Powstawały od czasu do czasu nowe kompozycje i niektóre z nich – teraz już przynajmniej kilkunastoletnie – trafiły na The Mandrake Project. Najbardziej znanym przykładem jest oczywiście If Eternity Should Fail, które znamy już z The Book of Souls Maidenów. Tu pod nieco zmienionym tytułem prezentuje się mniej więcej tak, jak planował to Bruce, nim utwór ten został zmaidenowany. I choćby właśnie dlatego, że znamy ten numer od dziewięciu lat, jakoś łatwiej niż większość płyty zostaje on w głowie po odsłuchach The Mandrake Project. Nie on jedyny na szczęście. Otwierający album singiel Afterglow of Ragnarok to dość typowy solowy Dickinson. Niby słyszeliśmy go w tym klimacie mnóstwo razy, ale to niemal zawsze się sprawdza. Przyjemnie też z pewnością brzmi nieco ogniskowe Face in the Mirror.

Nie słyszę tu jednak chyba nic, co dorównywałoby najlepszym dwóm – według mnie – płytom Bruce’a, czyli Accident of Birth i The Chemical Wedding. The Mandrake Project to absolutnie nie jest zła płyta. Bruce jest w dobrej formie, śpiewa tu nieco inaczej niż w Maidenach, więc częściej można usłyszeć „doły” i więcej piachu w jego głosie. Muzycznie też znajdziemy tu rzeczy, których raczej na płytach Maidenów próżno szukać, jak choćby westernowe momentami Resurruction Men. Nawet w Eternity Has Failed dobrze słychać, jak bardzo zmienia się utwór pozbawiony typowej perkusyjnej galopady Nicko McBraina, tak charakterystycznej dla Maidenów. Wciąż jednak nie wiem, czy to wystarczy, bym wracał za kilka lat do tego albumu. Do dwóch wspomnianych płyt solowych Dickinsona wracam z przyjemnością. Do reszty raczej rzadko, choć na każdej z nich niewątpliwie znajduję coś dla siebie. Trochę się obawiam, że tak też będzie z tą nową. Dobrze jednak, że wyszła. Miło posłuchać Bruce w dobrej formie w materiale jednak nieco innym niż w przypadku Maidenów.

Używamy plików cookies w celu ułatwienia korzystania z naszej strony.

Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich wykorzystywanie.