Rockserwis.fm
Matecznik dźwięków niebanalnych
Przed chwilą
Za chwilę
Zaloguj się
O nas
Jak słuchać radia
Ramówka
Audycje
Ludzie
Co było grane
Podcasty
Gadżety
Wesprzyj nas
Wydarzenia
Koncerty
Recenzje
Relacje
Galerie

SIVERT HØYEM

On An Island

26.01.2024

Ocena:

autor:
Jakub Bizon Michalski

blog autora:

http://muzycznyzbawicielswiata.blogspot.com/

Po kilkuletniej przerwie w karierze solowej, którą wokalista poświęcił na powrót zarówno płytowy, jak i sceniczny swojej macierzystej grupy Madrugada, mamy kolejny krążek sygnowany jego nazwiskiem. To siódmy solowy album Høyema. Choć jego niski, głęboki głos jest tak charakterystyczny, że wszystko, co śpiewa, od razu łączy nam się jednoznacznie właśnie z nim, są pewne różnice między twórczością solową, a rzeczami nagrywanymi z Madrugadą. Ta płyta z całą pewnością jest spokojniejsza, oszczędniejsza brzmieniowo i bardziej stonowana niż wydawnictwa zespołu. To, co u Madrugady jest tylko jednym z elementów składowych brzmienia – czyli właśnie te spokojne, klimatyczne numery – tu stanowi podstawę całości.

Utwór tytułowy, choć trwa ponad trzy minuty, sprawia wrażenie zaledwie intra do całości i płynnie przechodzi w pierwszy z takich właśnie spokojnych, pięknie kołyszących numerów – Two Green Feathers. When Your True Love Is Gone to z kolei nieco żywszy, mroczny, lecz jednocześnie ogniskowy w klimacie utwór. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu klimat z In the Beginning. Jest niepokojąco spokojnie, mrocznie, tajemniczo, złowrogo wręcz, a przy tym całość ma piękną, urzekającą melodię. Bardzo przyjemnie sprawdziły się skrzypce w Not Enough Light. Uwagę zwracam także na niemal ośmiominutowe The Rust. Tu już dzieje się nieco więcej także muzycznie, ale to wciąż przede wszystkim kompozycja oparta na klimacie i melodii. To klucz do wszystkiego na tej płycie, dlatego tak często to powtarzam. The Rust, podobnie jak zresztą większość tego albumu, idealnie pasowałoby do soundtracku do pierwszego sezonu True Detective. Pisałem to samo już o kilku albumach na tym blogu, więc stali czytelnicy wiedzą, czego się spodziewać po płycie, która kojarzy mu się właśnie z muzyką do tego serialu. Z innych porównań – On an Island spodoba się też pewnie fanom solowego Eddiego Veddera. Nawet głosowo panowie nie są tak daleko od siebie, choć Sivert ma chyba pełniejsze, cave’owskie „doły”. I zdecydowanie wie, jak z nich korzystać. To słychać na tej płycie. Może nie jest to album na każdą okazję, ale jako tło do spokojnego, letniego wieczora spędzonego na werandzie, pasować będzie idealnie. Nie macie werandy? Włączcie tę płytę i tak – przy niej wyobrazicie sobie każdą werandę świata.

Używamy plików cookies w celu ułatwienia korzystania z naszej strony.

Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich wykorzystywanie.