MARIUSZ DUDA
Interior Drawings
10.12.2021
Ocena:
autor:
Jakub Bizon Michalski
blog autora:
http://muzycznyzbawicielswiata.blogspot.com/
Kilka miesięcy temu żartowałem, że jak tak dalej pójdzie, to trylogia lockdownowa Mariusza Dudy będzie musiała rozrosnąć się do znacznie potężniejszych rozmiarów. Sytuacja na świecie jakoś się nie poprawia i w momencie ukazania się trzeciej płyty z cyklu dalej „końca nie widać”. Końca pandemii i lockdownów (choć akurat nie u nas, jeśli o te drugie chodzi). Bo cykl muzyczny chyba jednak zgodnie z zapowiedziami się właśnie kończy – wraz z wydaniem Interior Drawings. Były kwadraty (gry komputerowe), były koła (kasety), są trójkąty (komiksy). No, tak mniej więcej, bo przecież te płyty nie muszą się odnosić ściśle do tych właśnie form rozrywki/sztuki, choć taka jest sugestia samego autora. Oczywiście ogólny klimat muzyczny pozostaje niezmienny. „Lockdown Trilogy” to płyty z muzyką elektroniczną, przeważnie instrumentalne lub z minimalnym udziałem wokalu. Jak pisał sam twórca, są to klimaty nawiązujące do muzyki, na której się wychowywał. Tym razem, jak czytamy w materiałach prasowych, jest to album o tworzeniu albumu. Swoista muzyczna mapa myśli osoby, która odgradza się od świata zewnętrznego i coś tworzy. Może to być płyta, może to być komiks, może to być cokolwiek innego, co wymaga wkładu twórczego. Dla lepszego wczucia się w klimat mogę sobie nawet wyobrazić, że chodzi o tłumaczenie książki. Tak, to chyba pomoże. Czyli znowu mamy zamknięcie, ale bardziej z własnej woli niż z przymusu. No chyba, że tworzenie potraktujemy jako wewnętrzny przymus, a nie wolną wolę, ale chyba za dużo filozofii w moim podejściu do tematu.
Ten proces twórczy śledzimy w kolejnych utworach, choć oczywiście w przypadku muzyki głównie instrumentalnej historia i jej śledzenie to temat nieco umowny. Jak zwykle jednak Mariusz wspomaga się w tej narracji pozamuzycznymi odgłosami. Był efekt wciągania taśmy, były porozrzucane tabletki oraz stukanie i trzaskanie, a tym razem mamy odgłosy kreślenia bądź rysowania. Co więcej, nie są one jedynie tłem, a zostały wykorzystane także jako źródło rytmu, np. w kompozycji tytułowej czy w Shapes in Notebooks, gdzie pełnią niemal funkcję hiphopowego scratchu. Moją ulubioną kompozycją na płycie jest czwarty numer, Prisoner by Request. Mieszanka syntezatorowej sekwencji w klimacie Stranger Things z nieco tajemniczym motywem z półki Archiwum X. Cudownie uspokaja – zgodnie z tytułem – odwodzący nas na chwilę od mocniejszego rytmu i beatów Dream of Calm, choć odgłosy wydzieranych kartek mogą jednak sugerować niezadowolenie twórcy z jego dzieła. W świecie analogowym możemy tego przynajmniej posłuchać. Gdy ja kasuję fragment tego tekstu w Wordzie, nie słychać nic. Analog > cyfra.
How to Overcome Crisis zaskakuje… wokalem. Niby wokal na płycie wokalisty powinien być rzeczą oczywistą, tyle że Mariusz Duda w projekcie Mariusz Duda jest raczej multiinstrumentalistą, architektem dźwięku, zarządcą niemuzycznych hałasów i muzycznym eksperymentatorem, a wokalistą w najmniejszym stopniu. Na płycie poprzedniej wokalu nie było w zasadzie wcale, stąd lekkie nim zaskoczenie tutaj, choć chyba był to dobry pomysł i ciekawe urozmaicenie. Jest zresztą coś tajemniczego i niepokojącego w tym dość oszczędnym i chwilami chaotycznym dźwiękowo, a z drugiej strony melodyjnym numerze. Chaos to kryzys, a melodia to próba wyjścia z niego? Chyba znowu mnie ponosi. Świetnie słucha się Almost Done – napędzanego hipnotycznie elektroniczną perkusją i kapitalnym basem z klawisza, wokół których autor dodaje kolejne dźwięki, które kojarzą mi się nieco zarówno z poprzednimi płytami trylogii, jak i z paroma motywami z Lunatic Soul czy z Eye of the Soundscape (to być może jedyny moment na tej płycie, kiedy moje skojarzenia idą tak mocno w stronę któregoś z pozostałych zespołów/projektów Mariusza Dudy). Temporary Happiness to tytuł ostatniej kompozycji – zgodnie z nim dość optymistycznej w charakterze. Dzieło skończone, można odetchnąć, otworzyć drzwi, być może znowu wyjść do ludzi, cieszyć się życiem, słuchać odgłosów miasta... no chyba, że jednak nie, bo proces twórczy w zamknięciu spodobał się tak bardzo, że nie chce się z tego tak szybko rezygnować. W każdym razie proces odsłuchu płyty był niezwykle przyjemny i chętnie szybko go powtarzam.
Jak przystało na ostatnią część trylogii, Interior Drawings zawiera pewne elementy części pierwszej, pewne części drugiej, oraz oferuje coś nowego, co być może w przypadku dwóch poprzednich płyt nie było aż tak wytłuszczone. Mamy tu zatem zarówno nieco „rozpikselowanej elektroniki” z Lockdown Spaces, trochę minimalistycznych, wręcz pozamuzycznych dźwięków wnikających w minimalistyczną, rytmiczną strukturę utworów jak na Claustrophobic Universe, ale mam też wrażenie, że w tej części trylogii mamy najwięcej wpadających w ucho melodii i ciepłych dźwięków. Mariusz wykorzystał tym razem, jak sam pisał, najmniejsze instrumenty, jakie ma w kolekcji. Całkowity minimalizm. A jednak, jak się okazuje, da się w ten sposób nagrać znakomicie brzmiący i bogaty muzycznie album. W końcu mogę z wielką przyjemnością słuchać wszystkich trzech części trylogii jedna po drugiej od początku do końca, co i wam szczerze polecam.