MICHAEL SCHENKER GROUP
Immortal
5.02.2021
Ocena:
★★★★★★★★★★
autor:
Sławomir Orski
Wooow! Wystarczyło kilkanaście sekund utworu Drilled To Kill, otwierającego najnowszy album Michael Schenker Group, by mi kapcie pospadały z nóg. Co za czad, co za tempo, co za melodia. To prawdziwy rockowy killer i znakomite otwarcie płyty o dumnym tytule Immortal. Nie wiem jak inne, ale na pewno ten kawałek pozostanie nieśmiertelny, przynajmniej w moim odtwarzaczu (zwłaszcza w aucie, wystarczy zamiast benzyny). Jest więcej wart niż cała poprzednia płyta Schenkera. Krótko przypomnę, że Michael Schenker to postać kultowa w świecie ciężkiego rocka. Jeden z najlepszych gitarzystów heavymetalowych wszech czasów, znany z występów w Scorpions i UFO, dość szybko założył własną formację Michael Schenker Group, która wprawdzie kilkukrotnie zmieniała nazwę (ostatnio Michael Schenker’s Temple Of Rock i Michael Schenker Fest), ale potocznie nazywa się ją MSG, bo w końcu o Schenkera tu chodzi, a reszta to tylko dodatki. Pod oryginalną nazwą zespół powraca teraz, gdy minęło 40 lat od jego debiutu (z kapitalnym utworem Lost Horizons – ktoś pamięta?), a niedługo stuknie 50-tka od wydania pierwszej płyty Lonesome Crow, gdy Michael jeszcze grał w zespole Scorpions. Ten podwójny jubileusz artysta uczcił albumem Immortal, na którym (wzorem krążka Resurrection z 2018 roku) do współpracy zaprosił kilku zaprzyjaźnionych muzyków, w tym wokalistów Ronniego Romero (Rainbow), Ralfa Scheepersa (Primal Fear), Joe Lynn Turnera (ex-Deep Purple) oraz Michaela Vossa (Mad Max).
„Solidne hardrockowe rzemiosło, może bez wielkich uniesień, ale słucha się tego naprawdę dobrze” – tak zwykle piszę o płytach grup Schenkera. Żadna nie jest wybitna (dlatego gitarzysta nigdy nie osiągnął sławy na miarę talentu), ale każda zawiera kilka świetnych rockowych utworów, takich nie do zdarcia. Dokładnie tak samo jest na nowym wydawnictwie. O Drilled To Kill już pisałem – metalowa galopada z genialną solówką gitarową mistrza ceremonii oraz Dereka Sheriniana (Dream Theater, Black Country Communion) miażdży słuchacza i znakomicie wprowadza w klimat albumu. Podobne tempo ma Knight Of The Dead – kolejne świetne nagranie z mocnym wokalem Romero i fajnymi klawiszami Steve’a Manna. Ten patent nie zawsze działa, bo np. Devil’s Daughter to także szybki kawałek, a nudzi niemiłosiernie. Podobnie jak nijakie, pełne niepotrzebnego patosu pościelówy (tutaj After The Rain), których nie lubię i nie będę opisywał. Tu chodzi o mięcho, czyste rockowe mięcho. Takie oferuje The Queen Of Thorns And Roses, jest nośny i przebojowy, chociaż wokal Vossa brzmi zbyt łagodnie. Sail The Darkness (tu znów Romero) to ukłon w stronę Dio i tu już bliżej do pop rocka, trochę to bezbarwne. Lepiej jest w rytmicznym Come On Over, to mógłby być hicior, gdyby wyszedł na singlu i radia go zauważyły – jak wiadomo, o to drugie bardzo trudno. Świetnie wypada Sangria Morte, w którym śpiewa Turner – to mój trzeci faworyt poza dwoma z początku. Płytę zamyka nowa wersja utworu In Search Of The Peace Of Mind z debiutanckiej (także dla Schenkera) płyty grupy Scorpions. Nagranie szału nie robi (poza wymiatającą solówką na końcu), ale nawiązanie do utworu sprzed pół wieku to taka swoista klamra twórczości Schenkera i to się liczy.
Immortal to bardzo bezpieczny album – bez nowinek technicznych, eksperymentów, to tylko (lub aż) solidna porcja hard rocka i heavy metalu w dość tradycyjnej odmianie. Są chwytliwe refreny, jest bardzo dużo energii i odpowiednia równowaga między ciężarem a lekkością, i przede wszystkim świetne partie gitarowe. Te z albumu wypadają najlepiej, ale czy kogoś to dziwi? W końcu gra mistrz nad msitrze. Plus kilku innych fachowców, ale to dla Schenkera słuchamy tej muzyki. Jego partie są po prostu genialne. Ale poza tym jest tu sporo dobrych utworów. Trzy naprawdę świetne, trzy beznadziejne i cztery na przyzwoitym poziomie. To taka średnia dla MSG, którą tylko na poprzednim krążku panowie mocno zaniżyli. Teraz wrócili na właściwe tory i nadal warto czekać na ich kolejne propozycje.